sobota, 25 maja 2013

21


Mój tato czuł się o wiele lepiej, ale strasznie mu się nudziło w domu i nie ma się co dziwić. Dlaczego też miałam codziennie pyszne obiady w domu, które z miłą chęcią jadłam ale także czułam, że za niedługo mogę być grubsza niż jestem. Ale dzisiaj byłam z Adrianą na Cibeles więc tylko siedziałam obok niej i się śmiałam.

- Mówię ci, Ramiro był tak zazdrosny, że masakra. - zaśmiała się - Ale jak się wywiązał z obietnicy, że będę miała fajewerki.
- Wariaci.
- A jak tam twój tata?
- Już dobrze, ale nudzi mu się. Ostatnio zastanawiał się czy czasem nie dorobić mi kolejnej szafy, albo chociaż półki.
- To chyba dla ciebie dobrze, wszystko będziesz miała w jednym miejscu.
- No tak, nie mam takiej super i cudownej garderoby jak ty.
- Oj tak. - zaśmiała się - Ale jak już będziesz w nowym mieszkaniu to będziesz miała.
- Jak kiedyś do tego dojdzie.
- Dojdzie, dojdzie. Joselu pewnie tylko czeka na odpowiedni moment.

Ale wróciłam później niż zawsze do domu i tylko poszłam do kuchni gdzie włączyłam czajnik. O dziwo nikogo chyba nie było w domu bo nikogo nie słyszałam więc czekałam, aż zaparzy mi się herbata i tylko bawiłam się saszetką rozmyślając. W sumie Adriana mi tak naopowiadała, że sobie wspominałam jak to było kiedy zaczęłam mieszkać z Joselu. Było wtedy na prawdę fajnie i czasem tęskniłam za tamtymi czasami, ale jednak w pewnym momencie usłyszałam szelest więc się ocknęłam i spojrzałam w bok gdzie zobaczyłam mojego tatę. Tylko się do niego uśmiechnęłam i wyciągnęłam drugi kubek i sama zaparzyłam mu herbatę.

- A dzisiaj co tak późno? - zaśmiał się
- Praca - westchnęłam - I oczywiście Adriana.
- No tak. Ale obiad czeka więc trzeba tylko odgrzać.
- Na razie nie jestem głodna. - a on na mnie spojrzał zdziwiony - Ale na kolację z miłą chęcią zjem.
- Mam nadzieję bo straszną chudzinka jesteś. W sumie twój chłopak nie jest lepszy.
- Joselu już taki jest.
- Zaproś go. - powiedział i wyrzucił saszetkę do kosza a ja zdziwiona na niego spojrzałam - No co? W końcu jest twoim chłopakiem prawda? Wcześniej co niedzielę byliście u nas, już nie wspomnę, że od tamtej pory nikt nie korzysta z basenu.
- Na prawdę?
- Tak. I tak dzisiaj właśnie o tym myśleliśmy z mamą.
- Ale nie będziesz nic złego mówić?
- Złego?
- Noo - i bawiłam się bluzką - Nie powiesz nic takiego co by sprawiło, że Joselu wyjdzie i nie wróci?
- Nie masz się o co martwić. Przecież nie gryzę. - zaśmiał się - Niech wpadnie na obiad jutro?
- Zapytam się go kiedy ma czas. I ci dam znać.

Tato jedynie się zaśmiał i wyszedł a ja sama poszłam na górę z wszystkimi rzeczami i przebrałam się w leginsy i bluzę dresową. Odpaliłam swojego laptopa i rzuciłam się na łóżko i złapałam za telefon. Napisałam do Joselu czy nie ma czasem ochoty na obiad z moimi rodzicami. Nic nie odpisał więc zapewne był na treningu jeszcze. Dlatego położyłam się na łóżku z laptopem na kolanach i zaczęłam czytać i odpisywać na wiadomości, które były do mnie. I w sumie sama nawet nie wiedziałam w którym momencie zasnęłam, ale obudziło mnie buczenie mojego telefonu. Zdziwiona podniosłam głowę i omotłam wzrokiem swój pokój i porządnie ziewnęłam. Złapałam za swój telefon i odberałam.

- Tak?
- Śpisz? - usłyszałam Joselu więc tylko mruknęłam yhym - Oj przepraszam, ale w sumie trochę się przeraziłem, że nie odbierasz ani nie odpisujesz.
- Byłam zmęczona i tak jakoś. Ale dlaczego dzwonisz?
- Odnośnie twojej propozycji obiadu. W sumie byłem zdziwiony, ale wpadnę.
- To powiem tacie, ale kiedy ci pasuje?
- Jutro będzie dobrze, albo w piątek?
- To powiem tacie, że w piątek. Bo sama nie wiem czy jutro ogarnę to wszystko.
- Dobrze, a teraz kończę bo pewnie dalej chcesz spać co?
- W sumie mnie obudziłeś, ale chyba pójdę pod prysznic i zakopię się pod kołdrą.
- W takim razie dobranoc i do piątku.

Ale jeszcze dwa dni siedziałam na Cibeles gdzie pracy miałam sporo, oprócz oglądania oczywiście pokazów i robienia zdjęć. Na dodatek czekała na nas ten obiad, ale dzień wcześniej przyszedł do mnie list więc zdziwiona go otworzyłam i jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam, że dostałam się do programu. Pięć miesięcy temu w pracy zaproponowali mi program na staż w Nowym Jorku i w sumie nie wiem dlaczego się do tego zgłosiłam, a teraz mam przed sobą list mówiący o tym, że się dostałam i od stycznia mam być w Ameryce i to na dodatek przez pół roku. I w tym momencie miałam problem bo jak ja mam o tym wszystkim powiedzieć swoim bliskim, i jak ja mam powiedzieć to Joselu. Jęknęłam jedynie i schowałam twarz w dłoniach. Ale poszłam w piątek rano do pracy i kiedy wróciłam to akurat był już Joselu więc tylko się przywitałam z wszystkimi i zaniosłam wszystko na górę. Wróciłam na dół i od razu usiadłam na swoim miejscu i zajęłam się pysznym obiadem. Tak na prawdę to byłam gdzieś daleko, ale jednak w końcu wzięłam głęboki oddech i spojrzałam po wszystkich zebranych.

- Muszę wam coś powiedzieć... - i odstawiłam talerz
- Tak skarbie? - zapytała moja mama a ja jedynie spuściłam głowę
- Muszę wyjechać.
- Wyjechać? Dokąd? - zapytał mój tato
- Kilka miesięcy temu aplikowałam na staż. - i złapałam Joselu za dłoń - Nie mówiłam wam bo sama nawet nie wierzyłam w siebie. Ale dostałam list w którym napisali, że się dostałam i teraz muszę wyjechać.
- Ooo gratuluje! - od razu ucieszyła się moja mama - Trzeba to oblać!
- Mamo...- od razu rzuciłam - Proszę cię...
- Elen. - powiedział mój tato i kiwnął na mojego chłopaka
- Na ile? - odezwał się do tej pory milczący Joselu
- Pół roku. - szepnęłam - Muszę tam już być od stycznia.
- Tam?
- Nowy Jork.
- Yhym... - i się zbierał - Dziękuje bardzo za pyszny obiad, ale powinienem już iść.
- Joselu... - i go złapałam za dłoń, ale się wyrwał - Proszę cię...
- Muszę iść. Odezwij się jak pomyślisz o nas. - i wyszedł z trzaskiem a ja tylko zamknęłam oczy
- Kochanie. - i mnie mama przytuliła - Wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie. Joselu tego nie przetrawi.
- Porozmawiaj z nim. - odezwał się mój tato - Wszystko wyjaśnij, w końcu nie musicie ze sobą zerwać.
- Ojciec ma rację, powinnaś do niego iść i porozmawiać.

Tylko pokiwałam głową i poszłam do siebie do pokoju. Spakowałam swoją dużą torbę w rzeczy na jutro w razie czego i pojechałam autem ojca pod blok Joselu. Na szczęście widziałam jego auto więc odetchnęłam z ulgą i poszłam na górę. Musiałam trochę czekać aż otworzy i poczułam od niego alkohol więc tylko westchnęłam, a on chciał już zamknąć mi drzwi przed nosem więc go powstrzymałam.

- Proszę cię, porozmawiajmy.
- Ale my nie mamy o czym. - rzucił - Miłego wyjazdu i rób co chcesz.
- Joselu ale ja z tobą nie zrywam. - i bez niczego weszłam do środka - I nie wyjdę stąd dopóki nie porozmawiamy. Możesz mnie zwyzywać jesli ci to się podoba, ale do jasnej cholery chociaż mnie wysłuchaj.
- Po co?! Kurwa Mar, myślałem, że mnie kochasz, już nawet szukałem w wolnych chwilach mieszkań w których moglibyśmy się zatrzymać razem!
- Bo kocham.
- Gdybyś mnie kochała to byś chociaż zapytała mnie o zdanie, ale nie. Ty musisz wszystko sama. A ja się tak starałem jak ten debil wszystko naprawić.
- Joselu... - i czułam łzy w oczach
- Nie Mar. Mam dość! W tym związku tylko ja się staram jak głupi! A ty po prostu pakujesz sobie walizki i znowu wyjeżdzasz na pół roku i to gdzie?! Tam gdzie tak bardzo chciałaś.
- To nie tak. Nie wybrałam tego miasta na złość tobie. - i do niego podeszłam
- Zwisa mi to już. - i odsunął się - Najlepiej będzie jak wyjdziesz. Widocznie nie pisane nam było być razem.
- Joselu... kochanie...
- Nie Mar. Po prostu wyjdź.
- Przepraszam. - szepnęłam z łzami w oczach i po prostu wyszłam

Czułam się jakby ktoś mi właśnie wyrwał serce i po prostu podeptał i włożył ponownie na swoje miejsce. Nie wiedziałam kompletnie co mam ze sobą zrobić, ani nie wiedziałam co się tak na prawdę dzieje obok mnie. Adriana starała się jak mogła mnie jakoś obudzić do życia, ale wcale nie chciałam. Dla mnie po prostu było to jak koniec świata. Chodziłam jak śmierć na zakręcie i przygotowywałam się do wyjazdu. Udzielałam się na blogu owszem, ale nie dawało mi to tyle radości jak kiedyś. Chciałam nawet odejść, aby Adriana sama prowadziła, ale mi zabroniła. Powiedziała, że może na jakiś czas sama to prowadzić, ale nie pozwoli mi na odejście bo beze mnie to nie będzie to samo. Joselu do tej pory się nie odezwał, nawet usunął swoje konto. Więc czułam, że to koniec ale nie chciałam tego. Kochałam go zbyt mocno, aby tak po prostu na to pozwolić. Ale kiedy do niego dzwoniłam to odrzucał połączenia i nie odpisywał na wiadomości. Na dodatek musiałam być już od stycznia w Ameryce więc po świętach spakowałam swoje torby i pożegnałam się z wszystkimi. W ostatni dzień wybrałam się na spacer i zatrzymałam się na dłużej w naszym miejscu. Musiałam teraz jakoś sobie poradzić.

2 komentarze:

  1. CO ZA PALANT!? Czego on się spodziewał!? Że będzie taka przykładna i ufać mu rzucając każdą alternatywę na swoją karierę? Sorry, raz ją zdradził i raczej zrobiłby to jeszcze raz, ma prawo nie wierzyć że tak mocno ją kocha. Nie on powinien strzelać tutaj fochów. Tylko Mar! To jej życie, a on raz je zepsuł. To ona powinna być zła, że nie daje się jej rozwinąć. Ona może być nie pewna jego uczuć. On może to robić wszystko żeby wynagrodzić to co zrobił wcześniej ale momentami w sposób namolny. Kutwa! Kolejny bohater opowiadanie mnie wkurza swoim egoizmem. Niech dziewczyna jedzie! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, ni spodziewałam się tego... Miałam nadzieję, że pomiędzy Joselu i Mar już wszystko będzie dobrze, a tu jej wypada wyjazd do Nowego Jorku. Mam nadzieję, że albo się rozmyśli, albo po powrocie pogodzi się z nim...

    OdpowiedzUsuń