&&&
Dni mijały a Joselu się nie odzywał więc w sumie ja też odpuściłam. Ale dzisiaj była impreza naszych przyjaciół i od razu mi Adriana powiedziała, że będzie w domu i raczej skromna bo mają małe problemy finansowe. Nawet się cieszyłam, że będzie skromna kolacja bo nie miałam w tym momencie ochoty i sił na jakieś zabawy. Dlatego po pracy wróciłam do domu i wzięłam długą kąpiel. Musiałam teraz wszystko sobie przeanalizować i co najważniejsze się wyciszyć. Ubrałam na siebie spódnicę i do tego białą koszulę. Jeszcze balerinki i dodatki. Spakowałam swoją torbę i wzięłam prezent do ręki i byłam gotowa na zabawę. Pojechałam taksówką bo wiadomo, ze będę pić alkohol. Wysiadłam pod blokiem moich przyjaciół i zadowolona poszłam na górę gdzie już w drzwiach czekała na mnie Adriana. Przywitałam się z nią i dałam im prezent i o dziwo byli zadowoleni z czego ja sama się cieszyłam. Usiadłam na swoim miejscu przy stole i czekałam na resztę, aż przyszła jej siostra z mężem i jeszcze jeden najlepszy przyjaciel Ramiro z dziewczyną. A na samym końcu zjawił się Joselu, który o dziwo miał miejsce obok mnie. Ale nic nie powiedziałam, w sumie mało co brałam udział w rozmowach bo skupiłam się na jedzeniu. Ale kiedy trzeba było to oczywiście mówiłam co myślę i broniłam swojego zdania jak zawsze. W końcu już taka byłam, wygadana. Ale towarzystwo się w sumie zaczęło zbierać i zostaliśmy w czwórkę i piłam sobie winko.
- Ale bardzo pyszna ta sałatka. - zauważył Ramiro jedząc
- Cieszę się, że ci smakuje. - uśmiechnęła się - A wam?
- Również. - odpowiedział Joselu a ja się do niej uśmiechnęłam
- Mar pomożesz mi w kuchni?
- Jasne. - i od razu wstałam ze swojego miejsca i poszłam za nią do kuchni
- Dobrze się czujesz?
- Tak, dlaczego pytasz?
- A jakoś tak - na co się do niej uśmiechnęłam - To dobrze
- No, ale ja się będę zbierać bo na pewno chcesz pobyć sam na sam z Ramiro
- Nie musisz. Przecież mamy dużo czasu
- Ja tam już wiem co mu w głowie świta
- Ja jestem grzeczna.
- No tak, tak. Ale i tak się powinnam zbierać.
- Szkoda.
- Obiecuje, że będziesz mnie miała cały dzień - uśmiechnęłam się
- Mam nadzieję. - na co dałam jej buziaka w policzek i wyszłam do salonu gdzie wzięłam swoją torebkę
- Uciekam pa - i dałam buziaka Ramiro a ten podał mi kopertę
Zdziwiona wyszłam z mieszkania moim
przyjaciół i poszłam do parku gdzie usiadłam na ławce i
otworzyłam kopertę. Byłam ciekawa co on takiego mi dał.
Rozwinęłam kartkę i zaczęłam czytać
Mar.
Pamiętasz jak kiedyś, pytałaś,
za co cię kocham, a ja odpowiadałem bo tak i udawałaś, że ci
wystarcza? A odpowiadałem tak tylko, dlatego, że nie da się tego
obrać jednym słowem, zdaniem. Za co? Źle ujęłaś to pytanie, bo
nie kocha się za coś, a mimo wszystko. Ale skoro chciałaś ...
"kocham cię za wiele rzeczy i mimo wszystko."
Za twoje dobre i radosne spojrzenie,
za miękkość twych ust i ich słodki smak. Za to, ze akceptujesz
mnie takim, jaki jestem i przymykasz oczy na moje wady. Kocham cię
za odrobinę szaleństwa jaką posiadasz i spontaniczność. Za to,
że ufnie wtulasz się w moje ramiona szukając w nich pocieszenia i
bezpieczeństwa. Czuje się wtedy jak rycerz, który broni swoją
księżniczkę przed złem tego świata. Kocham cię z twoją
upartością, chwilowe uniesienia, bo wiem, że bez nich nie byłabyś
moją Mar.
Wiem jednak, że to mało dla
ciebie, jednak w naszym związku, to zawsze ty byłaś tą
mądrzejszą. Ja nie potrafiłem się skupić, bujałem w obłokach z
których mnie ściągałaś. Nie potrafiłem nazywać rzeczy po
imieniu. Ale zmieniłem się. Może to dziwne dla ciebie, ale
zrozumiałem teraz wszystko. A dlaczego to piszę? Nie wiem, czy
powiedziałbym ci to wszystko osobiście. Wstydzę się spojrzeć ci
w twarz po tym wszystkim.
Joselu.
Wytarłam łzy spływające mi po
policzkach i przeczytałam jeszcze raz list. Nigdy mi nie mówił za
co mnie kocha i nawet nie wymagałam tego od niego. Ruszyłam jednak
do domu i myślałam co ja mam teraz zrobić? Wszystko mi się
zawaliło. Ale weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Od razu
dopadła do mnie mama i się zapytała co się stało. No tak...
przyszłam cała zapłakana ale bez słowa jej podałam list. Więc
zaczęła czytać a ja stałam jak sierota.
- No nie powiem... zaskakuje mnie ten chłopak. - a ja przyznałam, że mnie też - I co teraz?
- Nie wiem.
- Aj Mar. - i mnie przytuliła
Ale jedynie się wyswobodziłam z jej
objęć i poszłam na górę do swojego pokoju. Musiałam pobyć sama
i dlatego położyłam się na łóżku i wtuliłam w mojego misia i
myślałam o wszystkim. Aż w końcu musiałam zejść na dół bo
chciałam się czegoś napić i wtedy zobaczyłam Joselu w drzwiach,
który przywitał się z moim tatą.
- Czy taki dobry to nie wiem.
- Ja wiem, że pan najchętniej by mnie wywalił za drzwi, ale przyszedłem przeprosić.
- Kogo? Moją córkę?
- Pana córkę i państwa też.
- Mnie nie musisz. Jesteś dla mnie śmieciem i aż szkoda mi paprać dłonie.
- Wiem o tym.
- Piłkarzyna zasrana.
- Heh ... no nic. Chciałem jedynie państwa przeprosić, ale skoro nie jestem mile widziany to lepiej pójdę.
- Tato odpuść chociaż dwie godziny. - powiedziałam schodząc ze schodów a on na mnie spojrzał
- Ale...
- Proszę cię.
- No dobrze, ale do środka ma nie wchodzić. - więc sama wyszłam na zewnątrz i zamknęłam drzwi od domu a ten westchnął więc poszłam na huśtawkę w ogrodzie
- Chciałem jedynie przeprosić.
- Ten list był ładny.
- Dziękuje.
- Nie spodziewałam się
- Miałem ci wszystko powiedzieć.
- Ale? - i spojrzałam na niego
- Ale postanowiłem napisać, żeby nic mi nie umknęło - a ja poklepałam miejsce obok mnie i zaraz usiadł
- Dlaczego uciekłeś?
- Wolałem niczego nie zepsuć
- Zepsuć?
- No palnąłbym coś
- Jak zawsze. - i się cicho zaśmiałam
- No tak.
- Dlaczego chciałeś przeprosić moich rodziców?
- Bo wiem, że mnie nienawidzą. Chciałem pokazać klasę i chociaż przeprosić
- Tylko tato cię nie lubi
- Nie lubi to mało powiedziane
- Ty też taki jesteś jak ktoś obraża twoją chrześnicę
- No tak...
- Ale to miłe. Wiem, że nie jest łatwo zrobić taki krok.
- Było trudno - i patrzył przed siebie więc położyłam swoją dłoń na jego - A propo małej... tęskni za tobą.
- Ja też i za jej "cesc ciocia das lodzia?" - na co się zaśmiał pod nosem
- Ja ją tego nauczyłem.
- Domyśliłam się. - na co się do mnie uśmiechnął - Nie jest mi łatwo... jedna połowa mnie krzyczy, abym ci wybaczyła druga przypomina co zrobiłeś. Chciałabym zobaczyć to jak się zmieniłeś, chociaż już i tak trochę pokazałeś, napisałeś list. I chwil uniesień?
- Jak krzyczysz - i widziałam rumieńce na jego policzkach na co się zaczęłam śmiać - No co?
- Lubisz jak na ciebie krzyczę?
- To seksowne. - więc zdziwiona na niego spojrzałam - Jak krzyczysz, marszczysz nosek
- Podnieca cię to jak krzyczę, że cię nienawidzę?
- No wtedy nie...
- A... jeszcze działam na ciebie w taki sposób? - szepnęłam i patrzyłam na swoje stopy a on powiedział, że tak ale jakoś nie wierzyłam więc tylko rzuciłam – Yhym
- Także...
- Lepiej będzie jak zostaniemy przyjaciółmi - szepnęłam
- Rozumiem.
- Wyjeżdżam na pół roku i chyba tak będzie najlepiej.
- Dokąd?
- Paryż. Właśnie siedzisz z stażystką francuskiego wydania Vogue. Wysyłają jedną osobę rocznie.
- Gratulację. - uśmiechnął się na co podziękowałam ze spuszczoną głową - Dasz sobie radę.
- To nie o to chodzi. Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
- Ale i tak dasz radę.
- Dlatego trudniej jest mi podjąć jakąkolwiek decyzje, która dotyczy ciebie.
- Wiesz że zaakceptuje wszystko
- Wiem, dlatego nie chce wywierać na tobie presji i trzymać jakby w klatce. Zresztą jednym listem, piosenką nie zdziałasz cudów. Poruszyło to moje serce owszem, ale dalej się boję. Jesteś w końcu cholernie atrakcyjnym mężczyzną.
- Wiem że nic nie zdziałam. - szepnął
- Kocham cię i nie mogę temu zaprzeczyć, ale nie chce ponownie przechodzić tego samego po powrocie
- Ale ja nigdy już czegoś takiego nie zrobię. Wiem, że nie wierzysz mi ... ale to prawda.
- Skąd mam mieć pewność?
- Nikt nie potrafi pokazać pewności.
- I to jest najgorsze. - schowałam twarz w dłoniach i czułam łzy w oczach
- Jedynie jest zaufanie, ale wiem że to trudne
- Bardzo. Pół roku to za długo...
- I boisz się że mogę to powtórzyć? - a ja pokiwałam głową od razu ją spuszczając - To może zrób mi próbę?
- Próbę?
- Możesz dać sobie czas, wyjechać, a ja pokaże ci, że już nigdy cię nie zdradzę. Przez te pół roku będę siedzieć grzecznie i czekać na ciebie
- A jak to sprawdzę?
- Wy kobiety macie swoje sposoby - a ja analizowałam wszystko w głowie i jednak się zgodziłam na co się do mnie uśmiechnął
- Jak się zmieniłeś?
- Teraz skupiam się na piłce. Nie łażę po imprezach, wole wypić piwo w mieszkaniu, z kolegami. Nie żyje z dnia na dzień, myślę o przyszłości.
- I dobrze ostatnio grałeś.
- Oglądałaś?
- Tak. Jak zawsze.
- To miłe. - uśmiechnął się
- Chociaż jak zawsze nie wiedziałam co się dzieje, ale widziałam że dobrze grałeś.
- Dziękuje za uznanie - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam - A kiedy wyjeżdżasz?
- Za trzy tygodnie.
- Niby jeszcze czas, ale szybko.
- Wiem, a muszę to jeszcze powiedzieć rodzicom i Adrianie. Nie wiem jak sobie poradzę bez kawki z nią.
- Możecie plotkować przez telefon
- To nie to samo. Przez telefon nie widzę jak macha śmiesznie dłonią kiedy mówi jak to Ramiro ją zaczął gilgotać w łazience jak robi makijaż - a ten się zaczął śmiać - Ale i tak jej się to podoba. Zawsze jej tego zazdrościłam.
- Chciałaś żebym cię gilgotał?
- Nigdy nie robiliśmy takich rzeczy razem. Jedliśmy czasem tylko kolację
- No tak...
- No ale nic.
- Zawsze można naprawić, ale jak mówię, uszanuje każdą twoją decyzję
- Nie lubisz tego misiu.
- Czego?
- Tego co robią inne pary, zawsze uważałeś że to dla mięczaków
- Wiesz czemu? Bo byłem głupim dzieciakiem. A teraz nawet bardzo o tym marzę - więc zdziwiona na niego spojrzałam - O tym, żeby robić to co inne pary. A nie tylko udawać twardziela
- Już taki jesteś. I się do tego przyzwyczaiłam.
- No dobrze. Ale ja powinienem się zbierać, bo kumpel ma wpaść. A ty idź powiedz rodzicom o wyjeździe
- Heh to nie jest łatwe i chyba zostanę tutaj.
- Musisz im powiedzieć.
- I powiem, ale muszę to dokładnie rozplanować.
- Dobrze.
- Ale uciekaj, kolega nie będzie czekać wieczność.
- A! No tak Jorge mnie zabije. Ale...spotkamy się?
- Dobrze.
- Zadzwonię. - i dał mi buziaka w policzek więc pokiwałam głową, że rozumiem - Pa. - i z uśmiechem ruszył
Ja zostałam na huśtawce i zaczęłam
się huśtać myśląc o wszystkim, aż w końcu wzięłam do ręki
swój telefon i wykręciłam numer do jednej osoby, której teraz
potrzebowałam.
- Słucham?
- Co jeśli popełniam błąd?
- Jaki błąd?
- Rozmawiałam z Joselu. O szansie i tych sprawach. I mu ją dałam.
- I dobrze.
- Muszę wyjechać na pół roku
- Słucham?
- Wysyłają mnie na staż do Paryża.
- To wielka szansa
- Wiem, ale co jeśli wrócę a on znowu będzie z inną?
- Mar on się na prawdę stara i wątpię
- Staram się mu wierzyć.
- To najważniejsze
- Czemu to moje życie musi być tak pokręcone?
- Każde życie jest pokręcone wierz mi.
- Ale moje to już w szczególności.
- Będzie dobrze.
- Dziękuje.
- Ale co z kawą?
- Dalej aktualna
- My też damy radę.
- Dlatego musisz założyć wygodne buty i idziemy na zakupy. Muszę w końcu zrobić się na bóstwo.
- Tak jest!
Wyłączyłam się i poszłam do domu
gdzie czekała mnie rozmowa z rodzicami więc usiadłam z nimi w
salonie i zaczęłam mówić co i jak. Na razie jednak przemilczałam
wszystko co dotyczy Joselu. Wolałam jednak nie narażać się tacie.
Ale poszłam do siebie do pokoju i usiadłam na podłodze bo w końcu
musiałam zacząć robić selekcje ubrań, które miałam ze sobą
wziąć.
Hmmmmm... Czy Francja da Mar szansę na nową miłość? Faceci... Myślą, że jeden głupi list wystarczy, żeby odkupić swoje winy. Aj. Czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam, Jastylla:)
OdpowiedzUsuńTen cały wyjazd srednio mi się podoba, bo jest zdecydowanie za długi. Za to Joselu zbiera u mnie ostatnio same plusy... oby nadal starał się tak samo, bo jest na dobrej drodze odzyskania Mar
OdpowiedzUsuńNareszcie Joselu zmądrzał... Mam nadzieję, że poczeka on na powrót Mar z Paryża i nie zrani jej :)
OdpowiedzUsuń