No i mamy powrót do domu i przedostatni rozdział
&&&
Dzisiaj wracałam do Madrytu. Z tego co wiedziałam to miała odebrać mnie mama, dlatego wyszykowana z paszportem i biletem ruszyłam na lotnisko. Dzisiaj wylatywałyśmy z Sofią do swoich domów, tyle tylko, że ona miała samolot wcześniej ode mnie i do Paryża. Już nie mogłam się doczekać kiedy wpadnę w ramiona rodziców, a także Adriany. Zresztą już mi zaplanowała pół wakacji z czego akurat byłam zadowolona. Ale siedziałam o dziwo sama w samolocie na co mogłam w spokoju spać bo lot był na prawdę wyczerpujący. Na dodatek mi zawsze zimno w samolocie więc miałam ze sobą sweter, którym się opatuliłam i po odpoczywałam, a kiedy nie spałam to rozmyślałam. Joselu nie odezwał się ani razu, nawet po tym e-mailu więc musiałam jakoś o nim zapomnieć. Dlatego w sumie dobrze, że wybierałam się na wakacje z Adrianą, która chciała odpocząć z dala od wszystkiego, zwłaszcza od swojego narzeczonego. Ale w końcu wylądowaliśmy w Madrycie, który przywitał nas deszczem na co tylko westchnęłam. Ale złapałam za swoje walizki, na które musiałam trochę poczekać. Przewiesiłam sobie torbę przez ramię i złapałam za dwie rączki swoich walizek. Kiedy widziałam jak inni witali się z bliskimi to tylko się lekko uśmiechnęłam i rozejrzałam za mamą, ale jak zawsze nigdzie jej nie widziałam w tłumie. Ale jeszcze raz się rozejrzałam i zobaczyłam osob, której bym się nigdy nie spodziewała zobaczyć w tym miejscu. Nawet myślałam o tym, aby przetrzeć oczy, uszczypnąć się, ale kiedy Joselu do mnie podszedł to nie mogłam wykonać żadnego gestu.
- Przepraszam. - szepnął a ja zdziwiona na niego spojrzałam - Że nie odpisywałem.
- Miałeś powody.
- Nigdy nie powinno się wystawiać na taką próbę kogoś kogo się kocha.
- Słucham?
- Mar koniec z tym wszystkim, koniec z kłamstwami, samodzielnymi przemyśleniami. Dobrze, że masz dwie walizki bo jedziesz teraz ze mną na wakacje.
- Ale jak to?
- Jak na dziennikarkę to faktycznie masz mały zasób słów w takich momentach. - i wziął ode mnie walizki ruszając przede mną - Idziesz? - kompletnie zdziwiona poszłam za nim i kiedy w końcu siedziałam w aucie i sam wsiadł to zadałam mu pytanie
- Ale co ty tu robisz? Jakie wakacje i o co do jasnej cholery w ogóle chodzi?
- Każde pytanie jest dobre. A więc przyjechałem po ciebie po rozmowie z twoją mamą, a wakacje we dwoje z dala od Madrytu.
- Ale że teraz?!
- No tak, właśnie jesteśmy w drodze. - zauważył i wyjechał na jezdnię
- Joselu rozumiem, że masz poczucie humoru, ale bez przesady. Wracam do domu gdzie czekają na mnie rodzice.
- Nie czekają. Pozwolili mi cię porwać.
- Porwać? - i spojrzałam na niego jak na debila
- No tak. Mar wyluzuj, przecież cię nie zabije po drodze.
- Skąd niby masz pewność, że nie? - a on stanął w korku i na mnie spojrzał
- Zaufasz mi? - a ja po namyśle pokiwałam głową - Bo masz ciuchy letnie?
- Coś tam mam w walizkach. Tylko, że już wszystko pokazywałam...
- Nie ma bloga. - i spojrzał na jezdnię - Nie ma nas przez pięć dni dla całego świata.
- Ale się muszę odezwać do szefowej.
- Ok dla tego zrobimy wyjątek, ale tak to nas nie ma.
Ale już nic nie powiedziałam bo jak widać mam już wszystko rozplanowane. W sumie nawet, aby się nie nudzić, zadzwoniłam do swojej szefowej z którą wszystko uzgodniłam. I w sumie już dojechaliśmy na miejsce. O dziwo był to jakiś domek, przed którym zaparkował i kazał mi poczekać a sam poszedł do właścicielki, która dała jemu klucze i do mnie wrócił.
- Więc zapraszam. - i wziął nasze torby
- Dasz radę?
- Tak, tak. Chociaż łatwiej by było jakbym wiedział w której masz zimowe rzeczy a w której masz letnie.
- W sumie to sama nie wiem. - zauważyłam - Pakowałam jak popadnie.
- Czyli to normalne. Nic się nie zmieniłaś jak widać. - uśmiechnął się - Ale jedzenie już mamy, no i siebie mamy.
- Siebie? - i stałam dalej jak kołek
- Spokojnie, przecież nie gryzę. - westchnął i pociągnął mnie na kanapę i usiadł - Chcę porozmawiać, wyjaśnić to co jest między nami.
- Ale chyba już nic nie ma. - i spuściłam głowę
- To co pisałaś było prawdą? - a ja tylko pokiwałam głową, że tak - Ej Mar proszę cię, spójrz na mnie.
- Po to, abyś mi powiedział, że to koniec?
- Nie, po to abyśmy doszli w końcu do porozumienia i abyśmy byli szczęśliwi tak jak kiedyś. - a ja jedynie zdziwiona na niego spojrzałam - Mar chciałem przeprosić za to, że kazałem ci wyjść. To był mój błąd, kolejny.
- Miałeś do tego prawo. W końcu zadecydowałam sama bez jakiekolwiek konsultacji z tobą.
- To prawda, ale nie mogłem tak o kazać ci wyjść. - i złapał mnie za dłonie - Chciałbym po raz trzeci i ostatni spróbować. Nie odpisałem ci na tego maila tylko i wyłącznie dlatego, że chciałem wszystko przemyśleć.
- Na prawdę chciałbyś spróbować?
- Tak, ale teraz żadnych tajemnic i planowania za plecami. Chcę cię mieć dla siebie bo cię kocham. Chcę po prostu wiedzieć, że myślimy o sobie w ten sam sposób, że myślimy przyszłościowo.
- My to na prawdę się dobraliśmy. - zaśmiałam się
- No tak. I stąd też wakacje, chcę po prostu cię mieć przez pięć dni, spędzić z tobą każdą chwilę i po prostu raz a porządnie porozmawiać.
- W takim razie cieszę się, że o tym pomyślałeś.
- Napijemy się wina?
- Z miłą chęcią, nawet nie wiesz jak bardzo mi brakowało hiszpańskiego jedzenia. Francuskie owszem jadłam, ale nie takie jak w domu.
- Dlatego mam same produkty, które uwielbiasz.
- Jesteś kochany. - i pogłaskałam go po udzie
- Kochany i stęskniony. - i dał mi buziaka w policzek i poszedł do kuchni a ja tylko ściągnęłam buty i założyłam na siebie sweterek
Nie powiem, wino było przepyszne i na prawdę tęskniłam za tym wszystkim. Nawet za swoimi ulubionymi ciastkami, które zjadłam chyba sama w całości i nie podzieliłam się z Joselu. Ale nawet sama nie wiem w którym momencie po prostu odpłynęłam. Nie ma się też co dziwić, zmiana czasu, długi lot i dużo pozytywnych emocji tak na mnie wpłynęły. Więc kiedy się przebudziłam to na początku nie wiedziałam gdzie jestem, a na dodatek byłam sama w łóżku. Tylko podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju, starając sobie przypomnieć gdzie jestem i co tu robię. Na dodatek część łóżka, na której nie leżałam była wgnieciona i widać, że ktoś spał obok mnie. Ale odpowiedź przyszła sama bo w drzwiach zjawił się Joselu z tacą na której znajdowało się śniadanie. Tylko się do niego uśmiechnęłam i wtuliłam w poduszkę.
- Dzień dobry, jesteś wielkim śpiochem wiesz? - zaśmiał się i usiadł na łóżku
- Wiem, wiem. Ale już dawno się tak nie leniłam.
- No wczoraj padłaś momentalnie i lekko byłaś wstawiona. Więc pewnie głowa boli?
- Trochę. - jęknęłam i usiadłam - Ale śniadanie do łóżka bardzo mnie cieszy i skąd ja? - i spojrzałam na jego koszulkę, którą miałam na sobie
- Przecież nie pozwoliłbym spać ci w ciuchach, więc cię przebrałem.
- Dzięki. - i dałam mu buziaka w policzek łapiąc za kubek z kawą
Ale nie jedliśmy grzecznie bo przez cały czas albo się karmiliśmy, albo rzucaliśmy jedzeniem w siebie aż w końcu najedzeni leżeliśmy na łóżku i masowałam swój brzuch bo jednak się przejadłam. Ale za to miałam wielki uśmiech na ustach. I tylko spojrzałam na Joselu i się do niego uśmiechnęłam.
- Do tej pory nie mogę ogarnąć tego. Że wróciłam, że tu jestem. Z tobą.
- Damy radę. - i pogłaskał mnie po policzku - Nie nawalimy.
- Masz rację. Ale dobry sezon miałeś. Najlepszy zawodnik, strzelec. Awans.
- Chciałem, aby wszyscy byli ze mnie dumni.
- Byli, byli i ja też. Oglądałam każdy mecz.
- Dziękuje. Tyle tylko, że teraz mam nadmiar ofert.
- To chyba dobrze?
- Sam nie wiem. - i położył się na plecach - Z jednej strony chciałbym być tutaj w Madrycie, grać w pierwszej drużynie, ale z drugiej strony będzie to bardzo trudne i chyba lepiej wyjechać.
- Czyli serce mówi zostań, a umysł każe wyjechać. - i oparłam głowę i jego klatkę piersiową a on westchnął - Ktoś kiedyś mi powiedział, że jestem bardzo zdolna i nie powinnam niczego się obawiać.
- Był idiotą.
- Nie, dał mi uwierzyć w siebie i w tym momencie mówię ci to samo. Wybierz to co będzie najlepsze dla ciebie i twojej kariery.
- I co mam zrobić? Tak po prostu wyjechać, sam? - i usiadł opierając się o poduszkę a ja już wiedziałam o co mu chodzi
- Gdzie?
- Niemcy. - westchnął
- Nie znam niemieckiego. - a on zdziwiony na mnie spojrzał więc sama usiadłam po turecku - Sam mówiłeś, że chcesz aby nam wyszło. A kiedy ja będę tutaj w Madrycie, a ty tam na?
- Dwa lata.
- Dokładnie. Ja to na pół roku wyjeżdzałam a ile straciliśmy będąc osobno.
- Na prawdę byś to zrobiła? Wyjechała ze mną, kiedy masz tu tak świetną posadę?
- Mogę zdalnie pracować, ale czasem będę musiała na jakiś czas lecieć do domu. Dam radę, nie masz się o co martwić.
- Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham?
- Mówiłeś, ale lubię tego słuchać i tyle ci się należy. Zacznijmy od nowa, nowy start w nowym miejscu.
- Razem.
- Dokładnie. - i złączyłam swoje palce z jego
- Nie chcesz tego przemyśleć?
- Nie, jestem pewna. Chce być z tobą i będę, nawet jeśli pojedziemy do Niemiec, a jak nie to zostaniemy w Madrycie, w nowym mieszkaniu.
Joselu jedynie mnie pocałował i od razu przytulił mocno, ale i tak polecieliśmy na łóżku i leżałam na plecach oddając jego pocałunki. I w sumie aż tak bardzo ciuchy nie były mi potrzebne bo prawie cały czas parodowałam w jego koszulce, no chyba, że szliśmy na spacer to wtedy wybierałam jakieś spodenki i top. Staraliśmy się po prostu wyciszyć przed powrotem do Madrytu.
pffff, ale typek. Jeny, a Mar da się tak przekonać takim gestem? Nie lubię go, no nie mogę i o. :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Mar i Joselu doszli do porozumienia i pogodzili się. Mam nadzieję, że tak już pozostanie ;)
OdpowiedzUsuń