sobota, 8 czerwca 2013

25

Mowę na zakończenie wczoraj napisałam, ale to na coś innego. A kompletnie zapomniałam o tym. Jak już pewnie wiecie, to moje ostatnie opowiadanie. Wolę zacząć (a raczej kończyć) dla siebie samej niż publikować bo i tak już coraz mniej osób zagląda, coraz mniej osób czyta i piszę. Więc chyba i na mnie czas. W końcu kilka lat już czytacie moje wypociny :P To opowiadanie jest ostanie, pisałam je, przerobiłam je. I teraz czas na odpoczynek. Nie usuwam opowiadań, dalej możecie czytać. I dalej możecie do mnie pisać  :)

&&&

Jak na razie mogłam zapomnieć o wakacjach. Zwłaszcza, że siedziałam w pokoju i pakowałam swoje walizki, po raz kolejny. Oczywiście pomagała mi Adriana, która miała szeroki uśmiech i tak samo moja mama, która doniosła nam lemoniady.

- Już widzę jedna spakowana. - zauważyła
- Dokładnie. Chociaż przy Adrianie to ciężko coś dzisiaj. - zaśmiałam się
- Gorąco jest. - zauważyła - Zresztą nie chcesz mi nic kompletnie powiedzieć na temat waszego pięciodniowego wyjazdu.
- Bo to tajemnica.
- A teraz wyjeżdzacie razem jako para do Niemiec. - zauważyła moja mama
- Chcemy zacząć wszystko od nowa, razem.
- Ale jak się rozejdziecie to już ostatecznie? - zapytała Adriana a ja od razu ją zdzieliłam poduszką - No dobrze, dobrze. Ale idziemy na imprezę jakąś pożegnalną?
- W sumie to możemy.

Nim się obejrzałam to stałam na lotnisku z samego rana i najchętniej to bym wróciła do łóżka. Ale miałam na sobie spodenki, trampki i bluzę. Dobrze, że chociaż nie lecieliśmy daleko. Ale usłyszałam dźwięk pstrykanego zdjęcia więc się odwróciłam, a ten stał z szerokim uśmiechem.

- Ej a ty co?
- Pochwaliłem się, że zaczynamy naszą podróż.
- Pochwaliłem? Gdzie?
- Założyłem konto na twitterze. W sumie jesteś pierwszym wpisem.
- Oh jaki zaszczyt. - zaśmiałam się - Będziesz się teraz wszystkim chwalić?
- Nie wszystkim, ale niektórymi rzeczami tak. Chociaż ciekawe jak będzie na niemieckim.
- Gorzej jak ty zaczniesz mówić lepiej ode mnie.
- Ja od ciebie? - zaśmiał się - To ty jesteś tą najlepszą zawsze.
- Zobaczymy. - wystawiłam mu język

***

W Hoffenhaim byliśmy już dwa miesiące. Obydwoje w sumie chwaliliśmy się naszym wspólnym miejscem. Bo Joselu na swoim twitterze, a ja na blogu. Oczywiście notka o mieszkaniu, które ładnie urządziliśmy była. I wszystkim się podobało. Ale właśnie się pakowałam bo miałam wyjechać na jakiś czas do domu.

- Na prawdę musisz jechać? Ja nie chce.
- Ej,ej przecież wracam.- zaśmiałam się - A to ważne. Muszę się zjawić w Madrycie, w pracy. No i odnośnie bloga mamy kolejną współprace i musimy się pojawić.
- Aha ale to nie zmienia i tak faktu że będę tęsknić za tobą i to bardzo
- Wariat. - zaśmiałam się i rzuciłam w niego swoja bluzką
- Wariat ale i tak wiem, że mnie kochasz. No i w dodatku wiem, że dzięki temu będę lepszy w niemieckim
- Właśnie. Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Tak, tak. Mam być grzecznym chłopcem, słuchać tego co mi mówią nauczyciele i robić ładne notatki.
- Brawo, jak ładnie już wyuczony jesteś. A ja przywiozę ci w zamian coś miłego i dobrego z domu.
- Czyli siebie w sosie własnym?
- Ty tylko o jednym ostatnio wiesz?
- Moźe chce poćwiczyć.
- Ciekawe co ty chcesz ćwiczyć. Lepiej się graniem zajmij a mi daj spokój choć na jakis czas - zaśmiałam się i usiadłam na nim okrakiem - Też będę tęsknić.
- A jednak. Ale grzecznie mi się tam baw, bo ja wiem że Adriana z Ramiro to pewnie cię spija.
- Będę grzeczna, nie bój żaby.
- Oby. Ale tylko współpraca?
- I pokazy w Madrycie, a później w Paryżu. Jakoś dasz chyba sobie radę beze mnie na trzy tygodnie?
- Postaram się. Tylko nie zdziw się jak będę do ciebie pisać.
- No ok.- westchnęłam z uśmiechem - Bo mi ciebie trochę szkoda więc ci powiem, ale nie mów ze to wiesz ode mnie.
- Ktoś w ciąży?
- Nie,nie. Chyba nie - zaśmiałam się - Ale wpadną do ciebie na tydzień kumple z Silledy. Miałam ci nie mówić bo to niespodzianka, ale w sumie będziesz wiedzieć kiedy posprzątać.
- Żartujesz?! Chłopaki do mnie przyjeżdzają?!
- No tak, kontaktowali się ze mną bo chcieli zrobić niespodzianke więc jakby co to ty nic nie wiesz.
- Oja! - i widziałam jak mu sie oczy świecą
- Tylko wiesz grzecznie mi. Ja chce jeszcze do czegoś wrócić.
- No ba, ale moje kochanie. - i mnie pocałował na co zdziwiona zamruczałam ale jednak odwzajemniłam po chwili i odsunęłam się od niego z uśmiechem

***

Byłam już tydzień w Madrycie, gdzie cały czas spędzałam wolny czas z Adrianą i rodzicami. Szalałyśmy we dwie na blogu i w dodatku najpierw Cibeles, a później pojechałyśmy we dwie do Paryża. Ramiro miał jakieś tam zobowiązania w pracy więc we dwie postanowiłyśmy zaszaleć. Ale w końcu wróciłyśmy do Madrytu i w jeden dzień o dziwo znalazłyśmy jej idealną suknie ślubną i musiałyśmy wziąć udział w kampanii gdzie bawiłam się bardzo dobrze i trochę szalałam. Aż w końcu do wyjazdu pozostały mi tylko cztery dni więc we dwie z Adrianą wybrałyśmy się na piwko.

- A więc co tam u ciebie i Joselu?
- Bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się - Uczymy się, on kopie i jest coraz bardziej ulubieńcem kibiców.
- No tak. - zaśmiała się - A nasi za nim tęsknią.
- Tak samo jak on za mną. - i pokazałam jej swój telefon
- Zawsze mówiłam, że jesteście wariatami. Ale jak wasza znajomość języka?
- No ja jakoś to ogarnęłam, ale Joselu teraz zapewne stara się być ode mnie lepszy.
- Ale wasze relacje są dobre?
- Jak najbardziej i nie zamierzam tego zepsuć. Zresztą pojawimy się na waszym ślubie i już mamy prezent.
- Ooo to już się nie mogę doczekać.
- Skarbie ja to dobrze wiem. - zaśmiałam się - Tak samo przecież nie mogę się doczekać własnego ślubu. - i z uśmiechem spojrzałam na swój pierścionek zaręczynowy, którym była obrączka jego babci z jego szyi

środa, 5 czerwca 2013

24

No i mamy powrót do domu i przedostatni rozdział

&&&
Dzisiaj wracałam do Madrytu. Z tego co wiedziałam to miała odebrać mnie mama, dlatego wyszykowana z paszportem i biletem ruszyłam na lotnisko. Dzisiaj wylatywałyśmy z Sofią do swoich domów, tyle tylko, że ona miała samolot wcześniej ode mnie i do Paryża. Już nie mogłam się doczekać kiedy wpadnę w ramiona rodziców, a także Adriany. Zresztą już mi zaplanowała pół wakacji z czego akurat byłam zadowolona. Ale siedziałam o dziwo sama w samolocie na co mogłam w spokoju spać bo lot był na prawdę wyczerpujący. Na dodatek mi zawsze zimno w samolocie więc miałam ze sobą sweter, którym się opatuliłam i po odpoczywałam, a kiedy nie spałam to rozmyślałam. Joselu nie odezwał się ani razu, nawet po tym e-mailu więc musiałam jakoś o nim zapomnieć. Dlatego w sumie dobrze, że wybierałam się na wakacje z Adrianą, która chciała odpocząć z dala od wszystkiego, zwłaszcza od swojego narzeczonego. Ale w końcu wylądowaliśmy w Madrycie, który przywitał nas deszczem na co tylko westchnęłam. Ale złapałam za swoje walizki, na które musiałam trochę poczekać. Przewiesiłam sobie torbę przez ramię i złapałam za dwie rączki swoich walizek. Kiedy widziałam jak inni witali się z bliskimi to tylko się lekko uśmiechnęłam i rozejrzałam za mamą, ale jak zawsze nigdzie jej nie widziałam w tłumie. Ale jeszcze raz się rozejrzałam i zobaczyłam osob, której bym się nigdy nie spodziewała zobaczyć w tym miejscu. Nawet myślałam o tym, aby przetrzeć oczy, uszczypnąć się, ale kiedy Joselu do mnie podszedł to nie mogłam wykonać żadnego gestu.

- Przepraszam. - szepnął a ja zdziwiona na niego spojrzałam - Że nie odpisywałem.
- Miałeś powody.
- Nigdy nie powinno się wystawiać na taką próbę kogoś kogo się kocha.
- Słucham?
- Mar koniec z tym wszystkim, koniec z kłamstwami, samodzielnymi przemyśleniami. Dobrze, że masz dwie walizki bo jedziesz teraz ze mną na wakacje.
- Ale jak to?
- Jak na dziennikarkę to faktycznie masz mały zasób słów w takich momentach. -  i wziął ode mnie walizki ruszając przede mną - Idziesz? - kompletnie zdziwiona poszłam za nim i kiedy w końcu siedziałam w aucie i sam wsiadł to zadałam mu pytanie
- Ale co ty tu robisz? Jakie wakacje i o co do jasnej cholery w ogóle chodzi?
- Każde pytanie jest dobre. A więc przyjechałem po ciebie po rozmowie z twoją mamą, a wakacje we dwoje z dala od Madrytu.
- Ale że teraz?!
- No tak, właśnie jesteśmy w drodze. - zauważył i wyjechał na jezdnię
- Joselu rozumiem, że masz poczucie humoru, ale bez przesady. Wracam do domu gdzie czekają na mnie rodzice.
- Nie czekają. Pozwolili mi cię porwać.
- Porwać? - i spojrzałam na niego jak na debila
- No tak. Mar wyluzuj, przecież cię nie zabije po drodze.
- Skąd niby masz pewność, że nie? - a on stanął w korku i na mnie spojrzał
- Zaufasz mi? - a ja po namyśle pokiwałam głową - Bo masz ciuchy letnie?
- Coś tam mam w walizkach. Tylko, że już wszystko pokazywałam...
- Nie ma bloga. - i spojrzał na jezdnię - Nie ma nas przez pięć dni dla całego świata.
- Ale się muszę odezwać do szefowej.
- Ok dla tego zrobimy wyjątek, ale tak to nas nie ma.

Ale już nic nie powiedziałam bo jak widać mam już wszystko rozplanowane. W sumie nawet, aby się nie nudzić, zadzwoniłam do swojej szefowej z którą wszystko uzgodniłam. I w sumie już dojechaliśmy na miejsce. O dziwo był to jakiś domek, przed którym zaparkował i kazał mi poczekać a sam poszedł do właścicielki, która dała jemu klucze i do mnie wrócił.

- Więc zapraszam. - i wziął nasze torby
- Dasz radę?
- Tak, tak. Chociaż łatwiej by było jakbym wiedział w której masz zimowe rzeczy a w której masz letnie.
- W sumie to sama nie wiem. - zauważyłam - Pakowałam jak popadnie.
- Czyli to normalne. Nic się nie zmieniłaś jak widać. - uśmiechnął się - Ale jedzenie już mamy, no i siebie mamy.
- Siebie? - i stałam dalej jak kołek
- Spokojnie, przecież nie gryzę. - westchnął i pociągnął mnie na kanapę i usiadł - Chcę porozmawiać, wyjaśnić to co jest między nami.
- Ale chyba już nic nie ma. - i spuściłam głowę
- To co pisałaś było prawdą? - a ja tylko pokiwałam głową, że tak - Ej Mar proszę cię, spójrz na mnie.
- Po to, abyś mi powiedział, że to koniec?
- Nie, po to abyśmy doszli w końcu do porozumienia i abyśmy byli szczęśliwi tak jak kiedyś. - a ja jedynie zdziwiona na niego spojrzałam - Mar chciałem przeprosić za to, że kazałem ci wyjść. To był mój błąd, kolejny.
- Miałeś do tego prawo. W końcu zadecydowałam sama bez jakiekolwiek konsultacji z tobą.
- To prawda, ale nie mogłem tak o kazać ci wyjść. - i złapał mnie za dłonie - Chciałbym po raz trzeci i ostatni spróbować. Nie odpisałem ci na tego maila tylko i wyłącznie dlatego, że chciałem wszystko przemyśleć.
- Na prawdę chciałbyś spróbować?
- Tak, ale teraz żadnych tajemnic i planowania za plecami. Chcę cię mieć dla siebie bo cię kocham. Chcę po prostu wiedzieć, że myślimy o sobie w ten sam sposób, że myślimy przyszłościowo.
- My to na prawdę się dobraliśmy. - zaśmiałam się
- No tak. I stąd też wakacje, chcę po prostu cię mieć przez pięć dni, spędzić z tobą każdą chwilę i po prostu raz a porządnie porozmawiać.
- W takim razie cieszę się, że o tym pomyślałeś.
- Napijemy się wina?
- Z miłą chęcią, nawet nie wiesz jak bardzo mi brakowało hiszpańskiego jedzenia. Francuskie owszem jadłam, ale nie takie jak w domu.
- Dlatego mam same produkty, które uwielbiasz.
- Jesteś kochany. - i pogłaskałam go po udzie
- Kochany i stęskniony. - i dał mi buziaka w policzek i poszedł do kuchni a ja tylko ściągnęłam buty i założyłam na siebie sweterek

Nie powiem, wino było przepyszne i na prawdę tęskniłam za tym wszystkim. Nawet za swoimi ulubionymi ciastkami, które zjadłam chyba sama w całości i nie podzieliłam się z Joselu. Ale nawet sama nie wiem w którym momencie po prostu odpłynęłam. Nie ma się też co dziwić, zmiana czasu, długi lot i dużo pozytywnych emocji tak na mnie wpłynęły. Więc kiedy się przebudziłam to na początku nie wiedziałam gdzie jestem, a na dodatek byłam sama w łóżku. Tylko podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju, starając sobie przypomnieć gdzie jestem i co tu robię. Na dodatek część łóżka, na której nie leżałam była wgnieciona i widać, że ktoś spał obok mnie. Ale odpowiedź przyszła sama bo w drzwiach zjawił się Joselu z tacą na której znajdowało się śniadanie. Tylko się do niego uśmiechnęłam i wtuliłam w poduszkę.

- Dzień dobry, jesteś wielkim śpiochem wiesz? - zaśmiał się i usiadł na łóżku
- Wiem, wiem. Ale już dawno się tak nie leniłam.
- No wczoraj padłaś momentalnie i lekko byłaś wstawiona. Więc pewnie głowa boli?
- Trochę. - jęknęłam i usiadłam - Ale śniadanie do łóżka bardzo mnie cieszy i skąd ja? - i spojrzałam na jego koszulkę, którą miałam na sobie
- Przecież nie pozwoliłbym spać ci w ciuchach, więc cię przebrałem.
- Dzięki. - i dałam mu buziaka w policzek łapiąc za kubek z kawą

Ale nie jedliśmy grzecznie bo przez cały czas albo się karmiliśmy, albo rzucaliśmy jedzeniem w siebie aż w końcu najedzeni leżeliśmy na łóżku i masowałam swój brzuch bo jednak się przejadłam. Ale za to miałam wielki uśmiech na ustach. I tylko spojrzałam na Joselu i się do niego uśmiechnęłam.

- Do tej pory nie mogę ogarnąć tego. Że wróciłam, że tu jestem. Z tobą.
- Damy radę. - i pogłaskał mnie po policzku - Nie nawalimy.
- Masz rację. Ale dobry sezon miałeś. Najlepszy zawodnik, strzelec. Awans.
- Chciałem, aby wszyscy byli ze mnie dumni.
- Byli, byli i ja też. Oglądałam każdy mecz.
- Dziękuje. Tyle tylko, że teraz mam nadmiar ofert.
- To chyba dobrze?
- Sam nie wiem. - i położył się na plecach - Z jednej strony chciałbym być tutaj w Madrycie, grać w pierwszej drużynie, ale z drugiej strony będzie to bardzo trudne i chyba lepiej wyjechać.
- Czyli serce mówi zostań, a umysł każe wyjechać. - i oparłam głowę i jego klatkę piersiową a on westchnął - Ktoś kiedyś mi powiedział, że jestem bardzo zdolna i nie powinnam niczego się obawiać.
- Był idiotą.
- Nie, dał mi uwierzyć w siebie i w tym momencie mówię ci to samo. Wybierz to co będzie najlepsze dla ciebie i twojej kariery.
- I co mam zrobić? Tak po prostu wyjechać, sam? - i usiadł opierając się o poduszkę a ja już wiedziałam o co mu chodzi
- Gdzie?
- Niemcy. - westchnął
- Nie znam niemieckiego. - a on zdziwiony na mnie spojrzał więc sama usiadłam po turecku - Sam mówiłeś, że chcesz aby nam wyszło. A kiedy ja będę tutaj w Madrycie, a ty tam na?
- Dwa lata.
- Dokładnie. Ja to na pół roku wyjeżdzałam a ile straciliśmy będąc osobno.
- Na prawdę byś to zrobiła? Wyjechała ze mną, kiedy masz tu tak świetną posadę?
- Mogę zdalnie pracować, ale czasem będę musiała na jakiś czas lecieć do domu. Dam radę, nie masz się o co martwić.
- Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham?
- Mówiłeś, ale lubię tego słuchać i tyle ci się należy. Zacznijmy od nowa, nowy start w nowym miejscu.
- Razem.
- Dokładnie. - i złączyłam swoje palce z jego
- Nie chcesz tego przemyśleć?
- Nie, jestem pewna. Chce być z tobą i będę, nawet jeśli pojedziemy do Niemiec, a jak nie to zostaniemy w Madrycie, w nowym mieszkaniu.

Joselu jedynie mnie pocałował i od razu przytulił mocno, ale i tak polecieliśmy na łóżku i leżałam na plecach oddając jego pocałunki. I w sumie aż tak bardzo ciuchy nie były mi potrzebne bo prawie cały czas parodowałam w jego koszulce, no chyba, że szliśmy na spacer to wtedy wybierałam jakieś spodenki i top. Staraliśmy się po prostu wyciszyć przed powrotem do Madrytu.

sobota, 1 czerwca 2013

23

Ha do końca zostały jeszcze tylko dwa rozdziały i kończy się to opowiadanie wraz z ligą adelante... ahh co ja bez Castilli zrobię w te wakacje?

***
Wielkimi krokami zbliżały się urodziny Joselu i słyszałam, że mieli mieć super imprezę. W końcu Adriana miała dobre rozeznanie, a do tego była moim dobrym szpiegiem. tyle tylko, że jak siedziałam na parapecie swojego mieszkania to wpadła do mnie Sofia i tylko jak widziałam mnie to podała mi laptopa i kazała napisać wiadomość do Joselu. Spojrzałam jedynie na nią zdziwiona, ale z drugiej strony miała rację. Do tej pory mnie wszystko trzymało i nie wiedziałam już jak mam sobie poradzić. Otworzyłam swoją pocztę i bawiłam się kursorem, byłam dziennikarką a nie potrafiłam obrać w kilku słowach to co chciałam powiedzieć i to co czuje. Ale w końcu jednak wzięłam głęboki oddech i moje palce same zaczęły pisać.

&&&

Wróciłem z kręgli na które wybrałem się z chłopakami i musiałem przyznać, że takie wyjście jest na prawdę fajne, zwłaszcza bez dziewczyn. Choć umówiłem się na randkę z dziewczyną, którą poznałem w knajpce. Ale jednak poszedłem pod prysznic i kiedy leżałem w łóżku to złapałem za swój telefon i sprawdziłem czy nie mam czasem jakichś wiadomości. Ale kiedy zobaczyłem, że mam jeden e-mail i to od Mar to nie wiedziałem czy mam przeczytać, czy też od razu lepiej usunąć. Ale jednak odpaliłem, ale to był dosyć długi e-mail więc musiałem odpalić komputer. Westchnąłem jedynie, ale się po niego schyliłem i czekałem, aż się otworzy.

Hola
Nie wiem, czy otworzysz w ogóle ten e-mail, ale jednak mam nadzieję, że tak. W sumie to dziwne bo jestem dziennikarką, a kompletnie nie wiem co mam ci napisać. Moje myśli wręcz szaleją, ale palce nie chcą mnie słuchać. Więc z góry przepraszam za jakieś bzdety. Na dodatek przepraszam bardzo za to, że cię tak zraniłam. I nie myśl nawet, że to jakiś atak przeciwko tobie, bo za pierwszym razem to ty zraniłaś mnie. Miałeś rację, powinnam najpierw porozmawiać z tobą na temat mojego stażu. Ale nie sądziłam, że się dostanę. Nawet o tym zapomniałam, ale w końcu nie ma się co dziwić. Przy tobie zawsze nie myślę bo ważne jest dla mnie to, że jestem przy tobie szczęśliwa. Bo tak jest, jednym gestem potrafisz sprawić, że mogę przenosić góry. Twój uśmiech, głos sprawia, że mam przyspieszony puls i chcę spędzić każdą minutę z tobą. Choć teraz wiem, że straciłam cię już na zawsze. I pomimo, że minęło już trochę czasu to nie potrafię nadal o tobie zapomnieć. Rozpamiętuje każdego dnia to co było i nie potrafię iść na przód. Staram się, ale nie potrafię. Na prawdę spieprzyłam, a teraz będę płacić za to. Wracam za trzy miesiące i nie mam do czego. Bo nie ma już Joselu i Mar, szczęśliwej pary. Każdy z nas będzie żyć osobno, choć w tym samym mieście. Już teraz za tobą tęsknie, więc nie wiem jak to będzie mieć cię tak blisko, ale jednak daleko. Zawsze byłeś dla mnie najlepszym co miałam. Choć na początku myślałam, że jesteś po prostu tanim podrywaczem, który po prostu się nudzi. A okazałeś się tym, którego pokochałam całym sercem. Jeszcze raz przepraszam, chociaż wiem, że jednym emailem nie naprawię wszystkich swoich błędów.

Mar

Przymknąłem oczy i sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Sam za nią tęskniłem i to bardzo, ale nie chciałem, aby było znowu tak samo. Chciałem mieć ją przy sobie i być po prostu szczęśliwy. Jak to mówią, czasem dwie osoby, które się kochają muszą żyć osobno. Tylko westchnąłem i schyliłem do szafki nocnej z której wyciągnąłem nasze wspólne zdjęcie. Do tej pory je miałem bo strasznie mi się ono podobało, tak to było to samo, którym się pochwaliłem na swoim koncie, a kiedy tylko się rozeszliśmy to je usunąłem bo nie chciałem po prostu widzieć jak jest szczęśliwa. Nawet od tamtej pory nie byłem na blogu dziewczyn, więc tylko wpisałem odpowiedni adres i widziałem, że jednak Mar mówiła prawdę. Wrzuciła zdjęcia z Nowego Jorku w którym tak bardzo bym chciał być z nią. Na dodatek był uśmiech, ale nie taki jaki widziałem na codzień. Może to co napisała mi, było prawdą? Ale jednak postanowiłem to wszystko na spokojnie przemyśleć niż podejmować jakieś decyzję, teraz pod wpływem procentów i chwili. Dlatego zamknąłem laptopa i po prostu zakopałem się pod kołdrę. W końcu jutro wybierałem się na randkę na którą trzeba było też się przygotować.
Ale jednak na drugi dzień najpierw dwa treningi, wygłupianie się w szatni i wypad na randkę. Flor bo tak miała na imię, już na mnie czekała przed kafejką do której ją zaprosiłem. Nie powiem, ale spędziłem na prawdę miły czas na rozmowie i musiałem przyznać, że dziewczyna była bardzo sympatyczna i nie żałowałem, że to właśnie ją zaprosiłem na randkę. Ale jednak po knajpce zaproponowałem spacer, na który się zgodziła i tak o to spacerowaliśmy i nie wiem jakim cudem nasze kroki skierowaliśmy do parku w którym zawsze spędzałem czas właśnie z Mar, której do tej pory nie odpisałem. Ale tak się zamyśliłem, że nie usłyszałem pytanie, które zadała mi Flor i dopiero kiedy mnie szturchnęła to się ocknąłem.

- Przepraszam zamyśliłem się.
- To było widać. - zaśmiała się - Ale coś nie tak?
- Nie, nie. Po prostu coś mi się przypomniało z tym miejscem.
- Ciężkie rozstanie? - i uważnie mi się przyjrzała a ja jedynie westchnąłem i przytaknąłem - Ale nie spotkamy jej tutaj?
- Nie, obecnie jest w Ameryce.
- To dlatego ze sobą zerwaliście? - i pociągnęła mnie na ławkę
- W sumie to tak, nie zapytała mnie o zdanie i po prostu wyjechała.
- Przykro mi.
- Widocznie tak musiało być. - westchnąłem
- Kochasz ją. - a ja już chciałem zaprzeczyć, ale była szybsza - Tylko byś skłamał. Widać to po tym jak zareagowałeś na to miejsce i jak ciężko ci o tym rozmawiać. Też przeżyłam ciężkie rozstanie, a raczej rozwód. - a ja zdziwiony na nią spojrzałem - Nie mówi się takich rzeczy na pierwszych randkach. - zaśmiała się - Ale tak, jestem rozwódką i to pozwoliłam odejść komuś kogo kocham, a raczej już kochałam.
- Jak sobie z tym poradziłaś?
- Nie było łatwo, przyznaję. Ale z drugiej strony jeśli on już mnie nie kocha, a ma teraz szczęśliwą rodzinę to po co kogoś trzymać na siłę.
- Mar do mnie napisała. - wyznałem - Napisała, że przeprasza, że dalej kocha.
- Ale?
- Boję się, że będzie tak dalej. Wrócimy do siebie i znowu coś się zepsuje. Za pierwszym razem to ja ją zraniłem, rozeszliśmy się i wróciliśmy.
- Odwet?
- Piszę, że nie.
- Więc w czym problem? Joselu, przemyśl to i jeśli kochasz ją to zawalcz. Mi nie było dane, bo miłość tylko w jedną stronę nigdy nie wypali. Ale jeśli ty kochasz ją, a ona ciebie to zawalczcie o to.
- Mar wraca za trzy miesiące.
- Więc masz trzy miesiące na porządne przemyślenie sprawy.
- No tak. I przepraszam, że na randce rozmawiamy o czymś takich. Pewnie się nie spodziewałaś. - zaśmiałem się
- Czasem lepiej jest porozmawiać z kimś obcym niż z bliskimi przyjaciółmi.
- No tak, zwłaszcza, że najlepsza przyjaciółka jest szpiegiem. - zaśmiałem się a ona zdziwiona na mnie spojrzała - Mamy wspólnych znajomych.
- No tak. - i się do mnie uśmiechnęła - No, ale wracamy?
- A tak, tak. Odprowadzę cię.

Tylko się do mnie uśmiechnęła i od razu ruszyliśmy w stronę jej mieszkania, które o dziwo nie znajdowało się dosyć daleko. Ale przez całą drogę rozmawialiśmy już na przyjemniejsze tematy i przez cały czas się śmialiśmy. Nawet nie zauważyłem, że już stoimy pod jej blokiem i w sumie nie wiedziałem jak mam się pożegnać, ale dała mi Flor buziaka w policzek i powiedziała, że jak będę miał ochotę sie jeszcze spotkać na nic nie znaczący spacer, na pogawędkę bądź nawet kawę to abym zadzwonił. Numer miałem, ale i tak podziękowałem i poczekałem aż wejdzie do klatki. Kiedy była w środku to tylko z uśmiechem ruszyłem w stronę swojego mieszkania, w sumie miała rację. Musiałem teraz przemyśleć sprawę, zwłaszcza, że mam dużo czasu bo aż trzy miesiące, choć zapewne nim się obejrzę to ten czas szybko zleci i będę musiał porządnie się zastanowić co mam robić dalej.